niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 34

*Dwa miesiące wcześniej*
Siedziałem przy grobie rodziców. Może za ostro zareagowałem. Może nie powinienem jej teraz zostawiać. Jej smutne zapłakane oczy to najgorszy widok świata. Tak naprawdę to jej mama wtedy nie wiedziała, że moi rodzice też zginął. Straciłem Lucy. Gdybym nie był takim kretynem nadal byłaby moja. Stanęła przy grobie. Spojrzała na mnie. Jej oczy były smutne. Zapaliła znicz
-Przepraszam Cię Zayn wiem, że to Ci nie przywróci rodziców ani siostry ale chcę, żebyś wiedział, że jest mi przykro.-jej głos drżał, po policzkach spływały łzy. W ręku trzymała torbę
-Okay. Potrzebujesz pieniędzy?-nie mogę pozwolić, żeby miłości mojego życia i mojemu dziecku czegoś brakowało
-Nie. Dam radę-Lucy jak zwykle nie zależna, ale boję się, że tym razem nie da rady
-Zawsze możesz do mnie zadzwonić
-Dobrze.-popatrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jej oczy, które zawsze świeciły magicznym blaskiem, wygasły. Jej uśmiech, który był najpiękniejszy pod słońce, znikł.- Żegnaj
-Cześć-odeszła. Chciałem wstać. Pobiec za nią. Pocałować. Przytulić i być z nią już na zawsze. Ale nie mogłem. Serce tego chciało, ale rozum nie. Już mi jej strasznie brakuję. Moja mała Lucy. Nie jest już moja. Gdy wychodziłem z cmentarza zauważyłem jak wsiada do taksówki. Patrzyła na mnie. Po jej policzkach spływały łzy, zresztą po moich też. Na chwilę odwróciła wzrok, ale ja ciągle patrzyłem na nią. Musiałem zapamiętać jej twarz, bo może już jej nigdy nie zobaczę. Nasze spojrzenia spotkały się po raz ostatni. Jej taksówka ruszyła. Chciałem jechać za nią, ale wiedziałem, że nie mogłem. Pojechałem do domu. Wszyscy siedzieli w salonie
-Liam, Louis dziękuję wam za wszystko. Tyle razy mi pomogliście. Jestem wam naprawdę wdzięczny. Soph jesteś cudowna. Camila przepraszam Cię, że przeze mnie Lucy wyjechała. Opiekujcie się Niallem. Jeśli będziecie mieli okazję przeproście Harry’ego ode mnie. Możecie tu mieszkać. Ja wyjeżdżam
-Ja wracam do siebie do domu-powiedziała Soph
-Ja chcę odnowić kontakt z tatą-powiedziała Camila, poczym spojrzała na Liama
-My też wracamy do siebie
-Okay. Macie klucze w każdej, chwili możecie tu przyjść
-Oj Zayn. Fajny z Ciebie facet. Nie wiem co się stało pomiędzy Tobą a Lucy, ale nie powinieneś pozwolić jej odejść. Ale cieszę się, że Cię poznałam-Soph mnie przytuliła i wyszła z domu. Pożegnałem się z resztą poczym też wyszli. Zostałem sam. Tak tu cicho i pusto bez Lucy i Darcy. Zawiodłem je obie. Darcy obiecałem, że nigdy nie zostawię Lucy, że zawsze będę przy niej, ale ją zostawiłem. Poszedłem do sypialni i wziąłem zdjęcie z komody. Była na nim taka uśmiechnięta. Wziąłem walizki i zaniosłem je do samochodu. Pojadę do Brandford. Chciałem, żeby Lucy tam była, ale nie sądzę. Za dużo ją tam przykrości spotkało. Wsiadłem do samochodu. Moje myśli ciągle krążyły wokół niej. Przed oczami miałem wyraz jej śliczniej uśmiechniętej twarzy. Słyszałem jej śmiech. Czułem jej zapach. Musiałem się zatrzymać, bo łzy rozmazywały mi widok. Wyjąłem telefon i wybrałem jej numer. Od razu włączyła się poczta. Może ma wyłączony, albo nie ma zasięgu,. Tak strasznie za nią tęsknie. Chciałbym mieć ją teraz przy sobie. Pocałować  w czoło i obiecać, że już zawsze będzie moja. Ruszyłem dalej. Całą drogę o niej myślałem. Co teraz robi? Jak się czuję? Gdzie jest? Czy myśli o mnie? Czy myśli o naszym dziecku? Czy kiedyś ją jeszcze odnajdę?
*7 miesięcy później*
Od siedmiu miesięcy nie mam kontaktu z Lucy. Teoretycznie widziałem ją na rozprawię, ale nie miałem odwagi się ujawnić. Podejść do niej. Przeprosić i zapytać o wybaczenie. Wyglądała pięknie. Trochę widać było już brzuch. Pewnie teraz mnie nienawidzi. W sumie co ja się dziwie. Zachowałem się jak ostatni palant. Tęsknie za nią tak bardzo. Co noc mi się śni.
-Jedź do Londynu. Znajdź ją. Zaraz wam się dziecko urodzi. Nie zostawiaj jej samej.
-Ale ja nie wiem, gdzie ona nawet jest
-To porozmawiaj z jej przyjaciółmi oni Ci pomogą. Zayn weź się w garść i walcz o nią
-Masz rację. Dacie sobie radę same
-Tak. Jedź i nie wracaj bez Lucy-wziąłem kluczyki, portfel i telefon. Wsiadłem do Sadochu i ruszyłem. Moja siostra miała rację. Muszę o nią walczyć. Walczyć o moją Lucy, moją miłość i moje dziecko. Boję się, że ułożyła sobie już życie z kimś innym. Z kimś lepszym ode mnie. Za długo czekałem. Mam nadzieję, że akurat teraz będzie w Londynie. Zaparkowałem samochód pod domem Jamesa. Zapukałem do drzwi a po chwili otworzył mi Liam.
-Liam co Ty tu robisz?
-Zayn. Wejdź-odsunął się tak, żebym mógł wejść. Camila, James i jego dziewczyna siedzieli na kanapie.
-Miło Cię widzieć stary-przywitałem się z Liamem.
-Po co przyjechałeś ?
-James-upomniała go Camila, po czym przytuliła mnie
-Miło Cię widzieć Zayn. Zostajesz?
-Nie przyjechałem po Lucy
-Tu jej nie ma
-Wiem, że mnie nienawidzisz, ale proszę powiedz mi gdzie ona jest a obiecam Ci, że już nigdy jej nie zranię i będę o nią walczyć do samego końca
-Lucy mieszka w Seatle. Chciała wyjechać stąd-James wstał i napisał coś na kartce, po czym mi ją wręczył-Tu masz jej adres. A spróbuj ją po raz kolejny zranić, to Ci już nie daruję
-Nie mam takiego zamiaru. Dzięki, że mi pomogłeś
-Zapamiętaj sobie moje słowa
-Zapamiętaj-pożegnawszy się ze wszystkimi, wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu. Udałem się na lotnisko, aby kupić bilet do Seatle.
*~*
Siedziałem na hotelowym łóżku, przeglądając poranną gazetę. Znalazłem ogłoszenie o wynajęciu pokoju pod tym samy adresem, pod którym mieszka Lucy. Zadzwoniłem pod numer wskazany w gazecie. Umówiłem się z chłopakiem, z którym rozmawiałem, że będę za pół godziny. Wyszedłem w pokoju a następnie wymeldowałem się z hotelu. Złapałem taksówkę, która miała zawieść mnie pod wskazany adres. Po pewnym czasie, taksówkarz zatrzymał się pod domkiem jednorodzinnym. Zapłaciłem i wysiadłem z samochodu. Bałem się, że mogę zastać ją w objęciach innego chłopaka. Szczęśliwszą niż była ze mną. Zapukałem do drzwi. Otworzył mi młody chłopak. A co jeśli to jest jej chłopak.
-Cześć. Byłem umówiony w sprawie mieszkanie
-Tak, tak. Proszę wejdź
-Dzięki
-Na początku chciałem Cię uprzedzić, że moja współlokatorka zaraz urodzi i nie wiem..
-Mi to nie przeszkadza
-Super. Mike- chłopak wyciągnął rękę w moją stronę
-Zayn?
*Oczami Lucy*
-Cześć Lucy.- on tu jest. On naprawdę tu jest.
-To wy się znacie?
-Tak. Mike zostawisz nas samych?
-Jasne, pójdę dalej skręcać łóżeczko.
-Dziękuję- Mike poszedł na górę a ja z Zaynem usiedliśmy na kanapie. -Co tu robisz?
-Przyjechałem sprawdzić jak się czujesz?
-Dobrze, dziękuję.
-Mogę.- Zayn popatrzył na mój brzuch. Pokiwałam głową, a on położył rękę na moim brzuchu.- Znasz płeć?
-Nie chciałam, ale będziemy mieli bliźniaki.
-Naprawdę?
-Tak.
-Mike jest twoim chłopakiem?
-Nie mieszka tu z babcią jak się sprowadziłam, ale niestety jego babcia zmarła, dlatego wynajmuję pokój. Ale nikt nie chcę wynajmować ze względu na to, że jestem w ciąży.
-Ja z chęcią wynajmę tu pokój. Będę bliżej Ciebie i naszych dzieci. Strasznie za Tobą tęskniłem i żałuję, że tak po prostu Cię zostawiłem. Byłem kompletnym idiotą, lecz nigdy nie przestałem Cię kochać-nagle poczułam silny ból.-Lucy co się dzieję?
-Zaczynam rodzić.- Mike właśnie zszedł na dół
-On zaczyna rodzić.- powiedział  Zayn. Moje skurcze nasiliły się. Przecież termin ma za tygodnie.
*~*

Przebudziłam się, gdy było już po wszystkim. Otworzyłam oczy a przy łóżku siedział Zayn. Trzymał moją dłoń.
-Zayn?
-Spokojnie jestem przy Tobie.
-Co z dziećmi?
-Spokojnie są całe i zdrowe. Chłopczyk i dziewczynka.
-Frank i Franky
-Oryginalnie-do Sali weszła pielęgniarka z naszymi dziećmi. Lucy wzięła na ręcę Franka a ja Franky’i.
-Są takie urocze-po policzku Lucy spłynęła jedna pojedyncza łza. Pielęgniarka musiała zabrać nasze dzieci na badania.
-Kocham Cię Lucy.
-Ja Ciebie też Zayn.
-Daj mi proszę drugą szansę
-Nie. Nie dam jej Tobie tylko nam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz